60. Jak dzieci… Mt 11, 16-19 | ks. dr Adam Dynak

Ten krótki fragment powiązany jest tematycznie z poprzednim (Mt 11, 7-17) poprzez nawiązanie do Jana Chrzciciela, ale tylko pośrednio. Jego zasadniczym tematem są ludzie, z którymi Jezus spotykał się w czasie swojej ziemskiej działalności, ich reakcja na wydarzenia zbawcze związane z Jezusem i  Jego poprzednikiem. Pomimo iż sąd Jezusa o tych  ludziach  jest dosyć krytyczny, nie odczuwa się w Jego słowach jakiegoś wielkiego ładunku emocji. Jest to raczej smutna, ale spokojna refleksja nad rzeczywistą kondycją adresatów zbawienia. W kontekście Ewangelii Mateusza chodzi szczególnie o naród Izraela, tak a nie inaczej reagujący na przyjście Mesjasza.

Jezus przywołuje obraz dzieci bawiących się na rynku. Nie pierwszy już raz Nauczyciel odwołuje się w swoich wypowiedziach do scen z codziennego życia Palestyny. Świadczy to nie tylko o prostej, dostępnej i atrakcyjnej formie Jego nauczania, ale także pokazuje, na ile Syn Boży stał się człowiekiem, jak bardzo zasymilował się w ziemską rzeczywistość, w ludzkie sprawy, te wielkie, jak i te najzwyczajniejsze, pozornie niezasługujące na żadną uwagę. Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami (J 1, 14). To nie tylko znany wszystkim  cytat z Biblii,  czy  dla niektórych sfatygowany slogan teologiczny. To wydarzenie potwierdzone na każdej stronie Ewangelii.

Małe dzieci, przy wszystkich ich najlepszych cechach, które Jezus przywołuje w innym miejscu (Mt 18, 3-5; 19, 14),  mają również swoje wady, z których wyróżnić można niestałość emocjonalną i uleganie kaprysom. Właśnie na te cechy dziecięcego charakteru zwraca uwagę Jezus, oceniając swoich współczesnych. Naprzeciw zwolenników Jana Chrzciciela, jego uczniów, znajdowali się przeciwnicy proroka i stylu życia, jaki głosił i jaki sam wiódł. Rzeczywiście, Jan był wielkim ascetą, wyróżniającym się na tle nawet bardzo pobożnych ludzi. W głoszonych zasadach był stanowczy i wymagający. Można zrozumieć, że nie wszystkim podobał się taki styl formacji duchowej. Zupełnie inaczej postępował Jezus. Nie przebywał na pustyni, obca była Mu ekstremalna asceza, chodził po wioskach i miastach, przebywał między ludźmi, żyjąc ich problemami i stylem życia. Był dobry, miłosierny i wyrozumiały. Choć szły za nim tłumy zachwycone tym, co głosił, to jednak nie brakowało też przeciwników, zakładników sztywnej, faryzejskiej duchowości i nacjonalistycznych oczekiwań mesjańskich. Krótko mówiąc, sąd Jezusa obnaża społeczeństwo Palestyny jako niejednorodne pod względem swojej duchowości i religijności. Podobna sytuacja będzie  stale przejawiać się w życiu społeczności Kościoła.

Wydaje się, że nie należy w słowach Jezusa dopatrywać się jedynie krytyki. Mesjasz boleje nad swoim narodem, nad jego zagubieniem, duchowym paraliżem i infantylizmem w postawie wiary. Jezusowa krytyka nie istnieje dla samej siebie. On nigdy nikogo nie poniżył, nie zranił, nie zostawił na pastwę losu… Bóg od zawsze wchodził w relację z człowiekiem takim, jaki on był. Posłał swojego Syna na świat, do ludzi takich, jakimi byli. Dla Niego nie było żadnej niespodzianki w tym względzie. Opinia Jezusa była stwierdzeniem  smutnego faktu, ale ta ponura rzeczywistość wyzwoliła w Nim jeszcze więcej miłości do tych, którzy byli udręczeni i porzuceni jak owce, które nie maja pasterza (Mt 9, 36).

Ostatnie zdanie perykopy stanowi sentencję mądrościową. Słowa te wyrażają zasadność i sens zbawczej misji Jezusa, niezależnie od napotykanych trudności. Syn Boży się nie zniechęca. Będzie wytrwale i do końca pełnił misję, którą powierzył Mu Ojciec. Teraz wszystko wydaje się bardzo trudne, przeciwne, wręcz beznadziejne, ale Jezus wie, że Jego zwycięstwo jest pewne, choć przyjdzie za nie zapłacić wielką cenę. Końcowa wypowiedź Jezusa wyraża więc nadzieję. Do niej zawsze należy ostatnie słowo.

Jeśli będziesz zważał na me winy, Panie, Panie, któż się ostoi? Ale Ty przebaczasz grzechy (Ps 130, 3-4).