
Słowo Boże jest prawdziwym światłem, którego potrzebuje człowiek.
(Benedykt XVI, Posynodalna adhortacja apostolska Verbum Domini, 12)
Biblia pod lupą
Ewangelia miłosierdzia według Rembrandta
Dr Joanna Jaromin – 8 października 2016 r.
Piętnasty rozdział Łukaszowej Ewangelii należy do najbardziej znanych tekstów biblijnych, nazywany często „ewangelią w Ewangelii”[1], a w nim szczególnie przypowieść o synu marnotrawnym (Łk 15,11-32). W ciągu ostatnich miesięcy chyba jeszcze bardziej udało się wniknąć w tę przypowieść, gdyż stanowi ona doskonały punkt wyjścia dla wszelkich rozważań o miłosierdziu Bożym, a obecny rok temu miłosierdziu właśnie jest poświęcony. Przypuszczać więc można, iż o wzmiankowanej przypowieści powiedziano i napisano już chyba wszystko, co tylko było możliwe. Podobnie rzecz ma się z najsłynniejszym dziełem holenderskiego artysty, Rembrandta (+1669) – Powrót syna marnotrawnego. Ten obraz z pewnością także został w ostatnim czasie wnikliwie omówiony, by jak najlepiej zobrazować Boże miłosierdzie względem człowieka. Można więc w tym miejscu postawić sobie pytanie: gdzie jest sens, aby po raz kolejny sięgać do rzeczy tak znanych i próbować omawiać coś, o czym wszyscy doskonale wiedzą? Otóż, powodów, dla których warto, a nawet powinno się to uczynić, możemy znaleźć przynajmniej kilka. Po pierwsze, jak głosi łacińska sentencja: repetitio est mater studiorum, dlatego też nigdy dość powtarzania – zwłaszcza tekstów biblijnych, by jak najlepiej je przyswoić. Po drugie, zawsze może się zdarzyć, że ktoś dopiero za którymś razem odczyta i przyjmie za swoje niektóre treści. Po trzecie, i zapewne nie ostatnie, nigdy nie możemy być pewni, że zostało już powiedziane wszystko, dlatego też nigdy nie można rezygnować z ponownego sięgnięcia do tematu; słowo Boże ma bowiem to do siebie, że ilekroć po nie sięgamy, tylekroć potrafi nas zadziwić swoją świeżością i oryginalnością. Dlatego również w tym przypadku ponownie pochylimy się nad niektórymi aspektami tej przepięknej przypowieści, próbując jednocześnie zilustrować ją równie niezwykłym dziełem Rembrandta.
* * *
Faryzeusze i uczeni w Piśmie krytykowali Jezusa za Jego postawę wobec grzeszników. Ta właśnie krytyka stała się motywem wygłoszenia przypowieści o synu marnotrawnym. Jezus przebywając podczas swej publicznej działalności z grzesznikami, naśladuje swojego Ojca, potwierdzając jednocześnie Jego miłosierdzie i przebaczenie. Dlatego zarzuty faryzeuszy i uczonych w Piśmie wobec takiej postawy Jezusa są skierowane także przeciw samemu Bogu[2]. Rembrandt przedstawia tylko jedną scenę z przypowieści – moment spotkania ojca i syna. Ojciec, widząc syna z daleka, wybiega mu na spotkanie; syn natomiast pada przed ojcem na kolana, by go przepraszać i błagać o przyjęcie pod dach jako sługę. Ojciec jednak natychmiast pochyla się nad swoim dzieckiem, obejmuje i przytula. Tak właśnie artysta wyobrażał sobie scenę spotkania. To jedno z jego ostatnich dzieł, w którym prawdopodobnie przedstawił niejako autoportret swojego życia.
Światło
W obrazie ogromną rolę odgrywa światło. Wyciąga ono z mroku dwie postaci: ojca i syna. Mrok i światło to dwa kontrastujące ze sobą zjawiska, jak zło i dobro. Mrok, ciemność to symbole zła, podstępu; w mroku łatwo ukryć zły czyn mając nadzieję, że nie zostanie ujawniony. Światło, jasność to symbole dobra, jawności; światło demaskuje zło, przezwycięża mrok. Mrok obrazu to mrok grzechu syna i cierpienia ojca; zastępuje go światło miłości, przebaczenia, skruchy i nawrócenia. Można tu powiedzieć, że wewnętrzne światło ojca obejmuje także odzyskanego syna. Światło wskazuje także na ogromną radość ojca z powrotu syna, która jednak nie byłaby zrozumiała bez wielkiego smutku z powodu jego wcześniejszego odejścia. To światło, które otacza ojca i syna, przywodzi na myśl światło wielkanocnego poranka, gdyż syn „był umarły, a znów ożył” (15,32), a także światło chwały, jakiej dostąpią dzieci Boże.
Światło pada także na twarz mężczyzny stojącego z prawej strony, prawdopodobnie starszego syna. Wskazuje ono na fakt, że on również jest zaproszony do radości z powrotu brata, do wejścia do domu ojca. Wydaje się jednak, że nie chce wyjść z ciemności. Bóg pragnie, aby każdy z nas miał udział w świetle Jego chwały, ale my sami musimy wyrazić chęć wyjścia z mroku.
Miser et misericordia
Św. Augustyn opisując spotkanie Jezusa z kobietą pochwyconą na cudzołóstwie (J 8,1-11) używa gry słów: misera et misericordia – nędznica i miłosierdzie; tego samego sformułowania możemy użyć opisując spotkanie ojca z marnotrawnym synem: miser et misericordia – nędzarz spotyka się z miłosierdziem.
Syn odszedł z domu jako człowiek zamożny, zapewne w pięknej szacie; zresztą „żyjąc rozrzutnie” (15,13) nie żałował pieniędzy także na stroje. Do domu wraca właśnie w jednej z takich pięknych szat, z której zostały już tylko łachmany. Jej wcześniejszą świetność Rembrandt uwidocznił w ozdobnych wykończeniach. Wraca też w strzępach sandałów, niemal boso. Nie ma nic, co by zostało z dawnego przepychu.
Ojciec widząc swoje dziecko w takim stanie „wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go” (15,20) lub też, jak woli Rembrandt, pochylił się nad nim i przytulił. Gest ojca zawiera w sobie jednak znacznie więcej, niż tylko współczucie wobec dziecka, które wiele przeszło – na własne życzenie, niestety. Swego rodzaju bunt, jakim było odejście młodszego syna z domu ojca wraz z jego majątkiem, zostaje wybaczony w ojcowskich ramionach. Bóg zawsze ma dla nas otwarte ramiona; obyśmy tylko chcieli się w nie rzucić, jak ów młodzieniec. Bóg nigdy nie odmawia swojego błogosławieństwa, nigdy nie przestaje uważać nas za swe dzieci – podobnie, jak ojciec z przypowieści. Nie narzuca nam się jednak ze swą miłością; pozwala nam odejść ze swego domu, gdyż jesteśmy wolni, choć to odejście zadaje Mu cierpienie i wie, że człowiek także dotkliwie to odczuje. Daje nam wolność dokonania wyboru. Nie zatrzymuje nas, gdyż nie chce nas zniewolić, ale zawsze będzie czekał na nasz powrót.
Młodzieniec nie tylko opuścił dom, ale także ojczyznę: „odjechał w dalekie strony” (15,13). Tam, żyjąc w innej kulturze naznaczonej także inną religią, z dala od tradycyjnych i rodzinnych wartości, łatwo było tę wolność dziecka Bożego zamienić na samowolę. Dlatego też stracił tam wszystko[3] – nie tylko dobra materialne, co Rembrandt bardzo wymownie przedstawił w jego wyglądzie, ale również honor, reputację i godność. Ma ogoloną głowę; judaizm zna praktykę golenia głowy na znak żałoby po zmarłym czy też na znak pokuty. To drugie znaczenie doskonale wpisuje się w treść przypowieści. Do tego łachmany, rozpadające się buty, poranione stopy świadczą o jego biedzie i cierpieniu. Pozostała mu jednak jedna cenna rzecz – krótki miecz, który ma przytwierdzony do boku. Jest to jedyna oznaka szlachectwa i symbol synostwa – z pewnością otrzymał go od ojca. Dziwi wręcz fakt, że nie sprzedał go, aby móc się chociaż pożywić. Zapewne zachowując go, chciał zapamiętać, że jest synem swego ojca. I choć stał się, jak niewolnik, nie przestał być synem. Nie potrafi jednak zaufać ojcowskiej miłości, gdyż sam sobie wmawia, że nie jest już godny, aby być synem swego ojca, chce być tylko najemnikiem[4]. Jego postawa jest jednak szczera; sam nie jest jeszcze ojcem, więc nie ma świadomości, do czego zdolna jest miłość rodzicielska, jak wielkie przewinienia potrafi wybaczyć dziecku. Miłość ojca jest bezinteresowna, bezwarunkowa i bezgraniczna.
Słowa Ewangelii potęgują jeszcze upadek syna poprzez obraz świń, do pasania których najął się w obcej ziemi. Młodzieniec wręcz zazdrości tym zwierzętom, które przez Żydów uważane były za nieczyste; chciałby jeść to, co one, ale nie dostaje nawet tego, a zatem świnie mają się lepiej, niż on – to jest ogromne upokorzenie człowieka.
Ewangeliczna scena spotkania jest bardzo dynamiczna – zewnętrznie i wewnętrznie: ojciec całuje syna, przez co okazuje równość w godności, daje mu najlepszą szatę, czyli przyjmuje do rodziny, daje mu pierścień, który jest symbolem władzy i uprawnień oraz sandały, aby podkreślić, iż jest człowiekiem wolnym. Wyprawia także uroczystą ucztę, aby publicznie pokazać, iż przyjmuje syna, który powrócił do domu[5]. Można się też spodziewać, że wszystkiemu towarzyszą nieopisane wręcz emocje. U Rembrandta natomiast zewnętrznie scena spotkania jest statyczna, pozbawiona ruchu, natomiast wewnętrznie – możemy to sobie wyobrazić – przepełnia ją ogromny dynamizm emocjonalny. Jednocześnie ten zewnętrzny bezruch sprawia, że moment przyjęcia syna i przebaczenia mu trwa bez ustanku. Taka jest właśnie miłość i miłosierdzie Boga, które trwają wiecznie i są w stanie przemienić śmierć w życie.
Przypowieść o zagubionych synach?
Wielu interpretatorów dzieła Rembrandta widzi w mężczyźnie stojącym po prawej stronie, którego twarz światło również wydobywa z mroku, starszego syna. Według przypowieści nie był on świadkiem powrotu swego brata i powitania go przez ojca; w wizji artysty jednak – brał udział w tym wydarzeniu. Według innych znawców twórczości Rembrandta – artysta umieścił na jednym obrazie sceny z dwóch przypowieści; tą drugą miałaby być przypowieść o faryzeuszu i celniku (Łk 18,9-14). Stojący mężczyzna uosabiałby wówczas faryzeusza, natomiast mniej widoczny, siedzący człowiek bijący się w piersi byłby obrazem celnika[6].
Przyjmując jednak, że Rembrandt namalował starszego syna, możemy dostrzec pewne podobieństwo z przypowieścią Łukaszową – otwarte zakończenie przypowieści i interpretacji obrazu. W żadnym z tych dzieł nie poznajemy jego dalszych decyzji i losów; z jego postawy (na obrazie) i słów (w przypowieści) trudno wywnioskować czy przyjmie czy też odrzuci ofiarowaną mu miłość ojca; można jedynie mieć nadzieję, że tak. W przypowieści robi ojcu wyrzuty, w czym jest podobny do Jonasza, który gniewał się na Boga, że okazał miłosierdzie pokutującej Niniwie (Jon 3,10–4,11), czy też do jednego z najemników w winnicy, który miał za złe właścicielowi, że wszystkim dał taką samą zapłatę – bez względu na to czy pracowali cały dzień czy tylko jedną godzinę (Mt 20,1-16)[7]. U Rembrandta twarz starszego syna nie wyraża radości z powrotu brata, zachowuje dystans, stoi w pewnej odległości, nawet dalej, niż na wyciągnięcie ręki, co uniemożliwia mu jakikolwiek kontakt fizyczny. Powstała w ten sposób między nim a ojcem duża przestrzeń daje wyraz pewnego napięcia. Ojciec i syn zostali przedstawieni przez artystę na zasadzie kontrastu[8]:
Ojciec | Starszy syn |
pochyla się nad młodszym synem | stoi wyprostowany |
ma wyciągnięte ręce, którymi obejmuje syna | jego złączone ręce są przyciśnięte do piersi |
światło, oświetlające jego twarz, spływa na całą postać i na syna | przyćmione światło oświetla tylko jego twarz |
Jedynym elementem, który ich łączy, jest czerwony płaszcz, czyli coś materialnego, coś, co jest oznaką pewnego prestiżu – w tej sytuacji może oznaczać majątek ojca, którego starszy syn pragnął równie mocno, jak wcześniej młodszy. Ze słów ojca możemy wnioskować, iż część majątku należąca się starszemu synowi, pozostawała nadal pod kontrolą ojca („wszystko moje do ciebie należy” – 15,31). Ojciec chce tu jednak podkreślić również inną prawdę: powrót młodszego syna niczego nie umniejsza z tej części[9].
Chociaż tytuł przypowieści sugeruje, że chodzi tylko o jednego syna, to jednak jest to przypowieść o dwóch zagubionych synach. Jeden z nich chce być sługą, a drugi uważa, że jest sługą. Ojciec natomiast ciągle podkreśla, że są jego synami i braćmi dla siebie. Starszy, będąc w domu stwarzał pozory; jednak w momencie, w którym zobaczył miłość ojca, coś w nim pękło. Obaj zbłądzili i obydwu ojciec wychodzi na spotkanie, obydwu zaprasza do swego domu, do obydwu wyciąga ramiona i zaprasza do radości po chwilach smutku. Stara się przyciągnąć do siebie obydwu synów, dlatego również starszego syna zaprasza do świętowania z okazji ponownego zjednoczenia rodziny. Ojciec chce, aby powrócili obaj synowie. Radość z powrotu młodszego syna nie przyćmiewa absolutnie miłości względem starszego. Gdy Jezus na zakończenie przypowieści o zaginionej owcy mówi: „(…) w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,7), nie oznacza to, że Bogu nie zależy na tych, którzy są Mu wierni, posłuszni i nigdy nie odstąpili od Niego. Kocha ich tak samo, jednak nawracający się grzesznik potrzebuje w danej chwili więcej troski, uwagi cierpliwości, dlatego właśnie ojciec odpowiada starszemu synowi: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się” (15,31-32). Takie słowa Bóg kieruje do każdego, kto zazdrości bliźniemu Jego łaski.
Dłonie ojca
Główną postacią zarówno przypowieści, jak i dzieła Rembrandta jest ojciec. Chociaż artysta nie umieszcza go w centrum swojego dzieła, to jednak grą światła wyraźnie wskazuje, kto jest najważniejszy.
Najbardziej wymownym elementem obrazu są dłonie ojca tulącego syna. Już na pierwszy rzut oka widać wyraźnie, że różnią się one między sobą. Lewa dłoń jest silna, męska, spoczywa właściwie na ramieniu młodzieńca, chcąc go niejako podtrzymać. Prawa dłoń natomiast – to delikatna dłoń kobieca, która łagodnie spoczywa na plecach syna, zapewne je głaszcząc. Te dłonie w rozumieniu pojęcia miłosierdzia są naprawdę niezwykłym motywem. W Biblii odnajdujemy bowiem dwa terminy określające miłosierdzie: hesed i rahamim. Hesed oznacza miłosierdzie wierne i stałe, związane z przymierzem, jakie Bóg zawarł z człowiekiem. Bóg zawsze pozostał wierny przymierzu, człowiek niestety często je łamie; w tym kontekście Boga możemy widzieć jako Ojca, który pozostaje wierny obietnicom danym swym dzieciom, choć te niejednokrotnie od Niego odchodzą. Rahamim jest pojęciem związanym z łonem matczynym, z macierzyństwem; któż bowiem jest bardziej kochający, niż matka? Kto może okazać więcej miłości i czułości, niż ona? Obydwa te hebrajskie terminy dotyczą miłosierdzia Boga, skąd wniosek, że tylko w Nim miłosierdzie przyjmuje formę doskonałą – jest bowiem jednocześnie miłosierdziem ojca i matki[10]. Trudno powiedzieć, jak dalece Rembrandt wniknął w niuanse terminologii hebrajskiej; może raczej bardziej intuicyjnie czuł, że miłosierdzie Boże jest tak wielkie, jak miłość ojca i matki razem wzięta i wyraził to przepięknie w ojcowskich dłoniach.
* * *
Podstawowym celem tej przypowieści i jednocześnie jej głównym tematem jest miłosierdzie ojca odzwierciedlające miłosierdzie samego Boga. Jezus głosi bowiem Boga przebaczającego i miłosiernego. Syn marnotrawny wraca nie tylko do domu, ale przede wszystkim do ojca, tak jak zbłąkany grzesznik wraca do Boga i otrzymuje od Niego łaskę. Motywem, jaki kierował Rembrandtem, było prawdopodobnie osobiste pojednanie się z Bogiem u kresu życia, do zobrazowania czego wybrał niewątpliwie najodpowiedniejszą scenę ewangeliczną. Przypowieść o synu marnotrawnym czy też raczej o miłosiernym ojcu powinna dla każdego być wezwaniem do bezgranicznego i bezwarunkowego zaufania Bożemu miłosierdziu.
[1] Zob. np. L. Mycielski, Ewangelia w Ewangelii dla każdego (Czytając Pismo Święte 2), Kraków 2004.
[2] A. Paciorek, Przypowieści Jezusa. Wprowadzenie i objaśnienie, Częstochowa 2013, s. 321; 331.
[3] F. Mickiewicz, Ewangelia według św. Łukasza (12–24) (NKB NT III/2), Częstochowa 2012, s. 163; J. Jaromin, „Trzeba się weselić, że twój brat się odnalazł” (Łk 15,11-32). Radość Boga z nawróconego grzesznika, „Krąg Biblijny” 29 (2015), s. 85.
[4] H.J.M. Nouwen, Powrót syna marnotrawnego, tłum. J. i J. Grzegorczykowie, Poznań 2006, s. 52-57.
[5] F. Mickiewicz, Ewangelia według św. Łukasza (12–24), s. 168-169; A. Paciorek, Przypowieści Jezusa, s. 324.
[6] Por. H.J.M. Nouwen, Powrót syna marnotrawnego, s. 69-70.
[7] J. Jaromin, „Trzeba się weselić, że twój brat się odnalazł”, s. 88.
[8] H.J.M. Nouwen, Powrót syna marnotrawnego, s. 76.
[9] A. Paciorek, Przypowieści Jezusa, s. 330.
[10] J. Jaromin, „Trzeba się weselić, że twój brat się odnalazł”, s. 87.
Informacje
Dowiedz się więcej
